Przejdź do treści
Zdjęcie główne artykułu
Słyszysz słowo „polaroid” – i co sobie wyobrażasz? Najbardziej oczywistym skojarzeniem będzie plastikowy aparat z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. No i dobrze, bo ten sprzęt niewątpliwie jest ikoną. Wszystko by było klarowne i na miejscu, jednak okazało się ostatnio, że Twój znajomy na spacerze zabłysnął posiadaniem pastelowego „Polaroida”, nówka sztuka. No właśnie: Polaroida, czy „Polaroida”?

I tak, i nie. „Polaroidem” zwykło się nazywać wszystkie sprzęty do fotografii natychmiastowej, tak już przywarło i nie ma co z tym walczyć, bo język żyje swoim życiem. Warto jednak wiedzieć, czym różnią się od siebie „Polaroidy”. I Polaroidy. Zaczniemy zatem od początku, czyli mała lekcja historii.

Jakoś w latach «40 XX w. Edwin Land (zawód: wynalazca – przyp. autora) usłyszał od swojej córki Jennifer zapytanie „why can’t I see them now?” (ang.: „czemu nie mogę ich teraz zobaczyć?”). I wygląda na to, że Jennifer poprzewracała trochę w historii fotografii. Wprawdzie sprzęty umożliwiające wywołanie materiału bezpośrednio po naświetleniu istniały już znacznie wcześniej, bo w 1923 roku pokazał światu taką maszynę Samuel Shlafrock, ale należałoby je raczej nazwać mobilnymi laboratoriami. I choć technicznie – fakt, odpowiadały definicji fotografii natychmiastowej, to z punktu widzenia jej funkcji i idei, którą miała realizować, można powiedzieć, że były to rozwiązania dość… niszowe. Tymczasem Land (wynalazca, wizjoner) chcąc odpowiedzieć na pytanie córki, szukał rozwiązania znacznie bliższego użytkownikowi: według niego fotografia natychmiastowa miała być prosta i ogólnodostępna, bo jedynie w takiej lekkostrawnej formie miała szanse odpowiedzieć na potrzeby ludzi. Jako, że w latach «40 jego firma prosperowała już całkiem nieźle (produkując m.in. bomby samosterujące i inne ciekawe gadżety dla wojska), to mógł już sobie pozwolić na relaks w postaci spełniania dziecięcych marzeń o uwiecznianiu chwili – w ciągu chwili.

Pod koniec 1948 r. do sprzedaży trafił pierwszy aparat marki Polaroid, nazwany Land Camera. W ciągu pierwszego dnia sprzedaży w jednym sklepie wyprzedany został cały nakład produkcyjny, tak więc prace nad rozwojem projektu przyspieszyły jeszcze bardziej pod presją siły nabywczej. Wyścig technologiczny zaczął się na dobre, bo śladami Polaroida ruszyły inne firmy chcące „dorzucić swoje trzy grosze” do tej branży, jednak Polaroid pozostał niekwestionowanym faworytem na rynku, wypuszczając w 1963 roku następcę filmu rolowego: znane nam do dziś wkłady (które w czasie przeszły oczywiście szereg modyfikacji), a następnie w 1972 wprowadzając na rynek rewolucyjny model lustrzanki SX-70. Lata «80 zaowocowały ogromną produkcją kolejnych modeli serii 600, które stały się ikoną fotografii natychmiastowej ze względu na dostępność i relatywnie niską cenę. Wprowadzono na rynek również modele serii Spectra dające prostokątne obrazy.

Ciekawym faktem jest sposób, w jaki Polaroid w tym czasie rozprawiał się z konkurencją. Przykładem może być firma Kodak, która po procesie wytoczonym przez Polaroid musiała wstrzymać produkcję zarówno aparatów, jak i używanych do nich filmów, co skutkowało dodatkowo koniecznością wypłacenia rekompensaty użytkownikom wyprodukowanych aparatów, do których już nie można było kupić filmów.

Dobre czasy Polaroida miały się już jednak ku końcowi, gdyż potężne inwestycje w technologię filmową Polavision skończyły się fiaskiem – równolegle rozwijała się znacznie doskonalsza technologia kamer wideo. Gwoździem do trumny okazał się rozwój technologii fotografii cyfrowej, a na tym polu Polaroidowi nie udało się osiągnąć sukcesu. Zdjęcia cyfrowe zepchnęły rolę fotografii natychmiastowej na zupełny margines, a opłacalność podtrzymywania tej technologii ostatecznie została zakwestionowana zakończeniem produkcji w 2008 roku.

Jednak nie ma tego złego: na fali mody retro coraz popularniejsze stawały się produkty marki Fujifilm i powszechne zainteresowanie fotografią atychmiastową owróciło na dobre. W tym czasie produkcja filmów kompatybilnych z aparatami Polaroida została wznowiona przez firmę Impossible Project, a na podwórku wytyczonym przez popularne i łatwodostępne filmy od Fujifilm – poza rodzimymi Instaxami, pojawiło się trochę ciekawych aparatów, jak na przykład świetna konstrukcja Mint InstantFlex TL70, czy modele lomo’instant firmy Lomography. Jednocześnie firmy Impossible Project i Mint oferują odnowione Polaroidy, do których teraz bez problemu, choć nietanio, można kupić wkłady w przeróżnych wariantach. Mało tego, Impossible wypuściło na rynek aparat I-type, może nie będący arcydziełem designu, ale za to oferujący zaskakujące możliwości.

Z pewnością zatem nie ma problemu ze znalezieniem sprzętu do fotografii natychmiastowej: począwszy od najtańszych starych Polaroidów dostępnych w sieci nawet w granicach 50 złotych, poprzez te bardziej wyszukane modele (np. SX-70, czy Spectra), gamę kolorowych Instaxów od Fujifilm, zjawiskowe Lomo’instant, a kończąc na zaawansowanych konstrukcjach od Mint, czy Impossible Project kosztujących duże stosy dolarów. O ile cena filmów Impossible Project może zniechęcić niejednego vintage-fana, to wielość i jakość efektów, które możemy dzięki nim uzyskać, jest warta każdej wydanej na nie złotówki. Świetną alternatywą są znacznie tańsze filmy od Fujifilm, co w połączeniu z całą paletą niedrogich aparatów obsługujących tą technologię, skusić może niejednego entuzjastę fotografii.